piątek, 25 grudnia 2015

Niezwykłe Boże Narodzenie



W Zambii jesteśmy już po Bożym Narodzeniu. Tutaj nie obchodzi się drugiego dnia Świąt, ani także Wigilii. Świętuje się tylko 25go grudnia.
Ale świętowanie w City of Hope zaczęliśmy wcześniej – 22go grudnia mieliśmy świętowanie Bożego Narodzenia z dzieciakami z Oratorium. Główną atrakcją tego dnia miały być jasełka no i oczywiście… prezenty. Przygotowania do jasełek trwały prawie dwa tygodnie. Na początku wszystko szło opornie mimo, że sztuka była bardzo uproszczona. Zadaniem dzieci było odgrywanie scen, czytanych przez narratora. Poza tym chciałyśmy z nimi zaśpiewać jakąś kolędę. Dzieciaki nie były nawet w stanie zaśpiewać jednej zwrotki Cichej nocy po angielsku. Nie było łatwo. Miałam wrażenie, że to będzie klęska. Ogromnym problemem, było to, że sporo dzieciaków nie za bardzo rozumiało angielski. Co więcej, miałyśmy nawet jedną dziewczynkę, która nie rozumiała Cinyanja i mówiła tylko w Citonga. Ale na ratunek przyszli chłopcy ze starszej grupy oratoryjnej. Służyli nam za tłumaczy – wyjaśniali dzieciakom w cinyanja, co powinny robić. Choć nadal wydawało mi się, że dzieci niekoniecznie wiedzą o co chodzi, jednak były postępy, więc pojawiła się nadzieja. 

            Stworzenie kostiumów dla małych aktorów było istnym wyzwaniem dla mojej kreatywności. Ale nie było źle. Tak więc owce dostały uszy, zrobione z rolek po papierze toaletowym, a Trzej Królowie przynieśli w darach pudełko po lodach, puszkę po kawie i pusty karton.
Do naszych zadań należało także przygotowanie prezentów na ten dzień. Musiałyśmy z całej masy starych zabawek powybierać te, które były w najlepszym stanie, a potem zapakować je. Jednak  zamiast kolorowego papieru z choinkami, mikołajami czy gwiazdkami, miałyśmy do dyspozycji stare gazety i kawałek taśmy klejącej.
W końcu nastał długo oczekiwany dzień. Okazało się, że słowo ‘prezenty’ i  ‘lunch’, który mieli dostać uczestnicy Oratorium tego dnia, mają magiczną moc. Tego dnia zamiast kilkunastu dzieciaków, w hall’u City of Hope zjawiło się blisko 40 małych Zambijczyków i Zambijek. Z przerażeniem ich liczyłam i zastanawiałam się, czy dla wszystkich starczy prezentów, żeby dla nikogo nie zabrakło… Okazało się, podarków jest za mało, więc w czasie jednej z gier musiałam się po cichu wymknąć i spakować jeszcze kilka.
Całe świętowanie miało się rozpocząć o 10:00, ale jak to w Afryce bywa, było małe opóźnienie. Małe - znaczy półtorej godziny. Musieliśmy szybko wymyślać jakieś zabawy dla dzieci, żeby  je czymś zająć. Ale w końcu rozpoczęliśmy. Była modlitwa, krótka pogadanka jednego z braci salezjanów, a potem gry za boisku. Potem przyszedł czas na lunch. Zjedliśmy ryż i jajka w sosie pomidorowym. Potem jeszcze trochę zabaw na boisku i w końcu nadszedł wyczekiwany przeze mnie moment. Jasełka. Wraz z Kaśką i Anną – wolontariuszką z Czech, pomagałyśmy dzieciakom się poprzebierać. Aniołki dostały skrzydła, wycięte z kartonu po płatkach kukurydzianych, a królowie papierowe korony. Do tego chitengi, które poprzynosili od swoich mam. Wyglądali niesamowicie. A Jasełka wyszły cudownie. Dzieciaki włożyły całe serce i odegrały sceny z narodzenia Pana po prostu perfekcyjnie. Byłam z nich bardzo dumna. 

Przyszedł czas na prezenty. Dzieci nie mogły się doczekać, by zajrzeć do środka. A kiedy już pootwierały swoje paczki okrzykom zachwytu nie było końca. Potem już nie chciały wypuścić z rąk skarbów, które otrzymały. A dla mnie ich szczęśliwe buzie były najcudowniejszym prezentem bożonarodzeniowym. Całe nasze świętowanie zakończyliśmy wspólną modlitwą. To był niezwykły dzień.


Po świętowaniu w Oratorium mieliśmy w końcu chwilę, by zastanowić się nad tym, jak my chcemy świętować Boże Narodzenie. Wraz z wolontariuszami z Czech oraz Leą - Niemką postanowiliśmy urządzić wigilię. Okazało się, że Lea ma opakowanie kapusty kiszonej, przywiezionej z Niemiec, więc postanowiłyśmy z Kasią, że ulepimy pierogi. To było niesamowite. Robienie pierogów sprawiło, że poczułam się jakbym była w domu. Znów miałyśmy próbę kreatywności, bo nie miałyśmy wałka. Więc ciasto wałkowałam butelką po winie, a potem wykrawałam kółka słoikiem po maśle orzechowym. Ale pierogi wyszły całkiem nieźle.




Nasza kolacja wigilijna była skromna ale bardzo sympatyczna. Lea i Anna pięknie udekorowały stół, były świeczki, serwetki (choć dwoje z nas miało serwetki wielkanocne bo białych zabrakło :)). Jako dania mieliśmy nasze pierogi oraz sałatkę ziemniaczaną, która jest tradycyjną potrawą u Anny w domu. W Niemczech jest zwyczaj, że na każdym talerzu jest jakiś mały słodycz, więc Lea na każdym nakryciu położyła lizaka. Zostawiliśmy też puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Naszą wieczerzę rozpoczęliśmy od przeczytania fragmentu z Pisma Świętego, Podczas kolacji  rozmawialiśmy o tym, jak w naszych domach spędzamy Boże Narodzenie, jakie są tradycje, nasze zabawne wspomnienia. Było bardzo sympatycznie. Po kolacji przyszedł czas na deser: ciasto karmelowo-bananowe i sałatkę owocową. Wszystko było  pyszne.
Najważniejszym punktem wieczoru była Msza Święta. Tutaj nie ma Pasterki, głównie ze względów bezpieczeństwa, ale u Franciszkanów była Msza o 20. Kościół był przystrojony jak na odpust. Wszędzie światełka, kokardki, chorągiewki. Śmiesznie to wyglądało, ale dawało poczucie, że to jest wyjątkowy wieczór. Msza była bardzo uroczysta. Poczułam się prawie jak na Pasterce w moim kościele parafialnym. Poza tym chór śpiewał kolędy głównie po angielsku, więc mogliśmy się włączyć w śpiewanie. Po Mszy jeszcze wszyscy sobie składaliśmy życzenia. Było niesamowicie. Do domu wróciliśmy dobrze po 22giej. Potem obejrzeliśmy jeszcze po niemiecku świąteczną wersję Kopciuszka, która jest ponoć tradycyjną bajką oglądaną na Boże Narodzenie w Czechach i Niemczech. O północy ludzie z okolicznych domów zaczęli odpalać fajerwerki. W sumie ciekawy sposób na obwieszczenie światu narodzin Zbawiciela.
W dzień Bożego Narodzenia poszliśmy rano na 8:00 na Mszę, a potem mieliśmy uroczysty obiad z siostrami i kilkoma dziewczynkami, które nie wyjechały na wakacje.
Te było najbardziej niezwykłe Boże Narodzenie w moim życiu. Był to cudowny czas świętowania narodzin Boga, który nas tak bardzo kocha, że zechciał przyjść na świat w ubogiej stajence, po to by nas odkupić. Ale pamiętajmy od tym nie tylko w czas Bożego Narodzenia, ale każdego dnia naszego życia. Bo On każdego dnia chce się rodzić w naszych sercach.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz