Do City of Hope Adwent
przyszedł zupełnie niepostrzeżenie. Przemknął się między Gratitiude Day a
zakończeniem roku szkolnego. Nikt nie ogłaszał jego nadejścia. Po prostu
nastał. Nikt nie mówił, że mamy się teraz nawracać, że to szczególny czas. Nie
ma Rorat, nie ma rekolekcji adwentowych, nie ma moich ulubionych pieśni.
Jedyne, co przyniósł, to wieniec adwentowy do kaplicy sióstr. Tak jakby mrugnął
okiem i powiedział: „No to zaczynamy!”
Ale jak to? Nie ma
Rorat? Nikt mi nie każe się nawracać przed Bożym Narodzeniem? Nieeee. Ja w to
nie wchodzę… Taki adwent to nie adwent!
Zamiast adwentu do
mojego życia wkradło się ono. Uczucie tęsknoty i rozżalenia. Weszło do mojego
serca i głośno zatupało nogami. Zaczęło robić w moim sercu swoje porządki,
podszeptując: „W tym roku nie pójdę z mamą wybierać pachnącej choinki. Zresztą
w ogóle nie będzie choinki…”. A innym razem: „W Zambii nie ma Pasterki, bo to
za późno i niebezpiecznie dla wiernych…”. Potem jeszcze: „I nie będziesz
świętować Bożego Narodzenia z rodziną i przyjaciółmi…”.
To nieznośne uczucie zaczęło
mieć nade mną przewagę. W mojej głowie pojawiły się myśli: „Niech już będzie po
tych Świętach, im szybciej miną tym lepiej. Wcale ich nie chcę!”
Ale Ojciec ma Swoje sposoby. Zostałyśmy poproszone, by prowadzić codziennie dwugodzinne Oratorium dla
kilkunastu dzieciaków z okolicy. Świetnie! Pierwsze zadanie – przygotować z
dziećmi Jasełka. Myślę sobie: „O nieee! Jeszcze mi Jasełka do tego wszystkiego
potrzebne!” Ale cóż jak trzeba, to trzeba. Musimy obmyślić jakiś scenariusz.
Więc czytam raz po raz historię, którą przecież znam na pamięć. Że archanioł
Gabriel, że nie było miejsca i w ogóle… Czytam i własnym oczom nie mogę
uwierzyć. Nie ma ani słowa o choince. Ani o wieczerzy wigilijnej. Ani o
pierniczkach i makowcu…
A jednak. On się
narodził. Jezus się narodził. Bez choinki i światełek, bez dwunastu potraw
wigilijnych… Więc narodzi się także dla mnie. Mimo, że nie będzie choinki i
makowca, a moimi bliskimi będą ludzie, o których istnieniu dowiedziałam się
nieco ponad 3 miesiące temu.
I narodzi się także dla
moich kilkuletnich Oratorian, którzy nie do końca wiedzą, o co chodziło z tą
Maryją i Józefem, a którzy pewnie na Boże Narodzenie jak zawsze dostaną do
jedzenia tylko trochę simy (czyt. szima). No i wcale nie mają pojęcia o istnieniu
barszczu z uszkami. Bo Jezus nie potrzebuje choinki, wieczerzy wigilijnej czy
Pasterki aby przyjść. On potrzebuje tylko czystego i otwartego dla Niego serca.
Więc nieadwent znów
staje się adwentem. Teraz mogę trwać w radosnym oczekiwaniu, niecierpliwie
wyglądając Świąt Bożego Narodzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz