Jest takie powiedzonko „Paluszek i główka to szkolna wymówka”. Dzieciaki
potrafią znaleźć tysiące powodów, by usprawiedliwić swoją nieobecność w szkole.
Pewnie ci, którzy pracują jako nauczyciele lub wychowawcy, mogli by się z nami
podzielić najciekawszymi pomysłami.
Ale tutaj jest inaczej.
Tutaj dzieciom zdarza się nie przyjść z powodów, które są dla nas nie do pomyślenia.
A dla nich są codziennością.
Czerwiec i lipiec to
najchłodniejsze miesiące w Zambii. Mamy zimę. W Lusace, która jest położona
stosunkowo wysoko (1300 m nad poziomem morza), chłód jest jeszcze dotkliwszy. Temperatura
nad ranem czasem nie przekracza 10 stopni. W ciągu dnia termometr zatrzymuje
się na kilkunastu kreskach. Do tego wieje zimny wiatr rozwiewający wszędzie tumany kurzu i piachu.
Czasami pokonanie kilkudziesięciu metrów jest wyzwaniem. Czasem wychodząc rano
do szkoły zastanawiam się czy nie założyć czapki i rękawiczek…
Któregoś poniedziałku
Richard nie przyszedł do szkoły. Zdziwiłam się, gdyż Richard jest raczej z tych
sumiennych uczniów, którzy z byle powodu nie opuszczają lekcji. Wiedziałam, że
musiał mieć ważny powód, skoro nie przyszedł do szkoły. Zawołałam więc do
siebie Kay’a, brata Richarda, który także uczęszcza do tej klasy. Spojrzałam na
niego i zapytałam: „Czy Richard jest chory?” Kay zaprzeczył. Zapytałam,
dlaczego w takim razie nie przyszedł na lekcje. Kay spojrzał mi w oczy i
powiedział: „Bo on nie ma swetra…” W
City of Hope, jak w każdej zambijskiej szkole, dzieci noszą mundurki. Sweter
jest jednym z elementów szkolnego uniformu. Niestety, nie wszystkich rodziców
stać na to, by go zakupić. Normalnie dzieci się nie przejmują i przychodzą do
szkoły w jakichkolwiek bluzach czy swetrach. Jednakże w poniedziałki, podczas porannego
apelu, dyrektorka sprawdza, czy wszyscy uczniowie mają na sobie przepisowe
stroje.
Kiedy usłyszałam, że Richard
nie przyszedł do szkoły z powodu swetra, poczułam się bezradna. Sytuacja
powtórzyła się jeszcze z raz czy dwa. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej
sytuacji. W kolejny poniedziałek, dzieciaki zaczynały testy i zastanawiałam się
czy Richard także je opuści. Kiedy go zobaczyłam w starym i znoszonym szkolnym
swetrze, idącego razem z innymi dziećmi do klasy, odetchnęłam z ulgą. Od tej
pory Richard codziennie przychodzi do szkoły.
Mathias jest najlepszy
z matematyki. Przy tym jest jednym z największych urwisów w klasie. Ale nie da się
go nie lubić.
Któregoś dnia nie
przyszedł do szkoły. Kiedy sprawdzałam listę i wyczytałam jego imię, dzieciaki
chórem odpowiedziały „Nieobecny”. Za bardzo się tym nie przejęłam, bo czasem mu
się zdarza nie przyjść do szkoły, postawiłam przy jego nazwisku znaczek ‘X’.
który oznacza nieobecność, kontynuowałam sprawdzanie listy. Kiedy skończyłam do
mojego biurka poszedł David i tłumaczy mi: Mathias nie przyszedł, bo nie miał
butów. Otworzyłam tylko szerzej oczy ze zdumienia, i zaczęłam się zastanawiać,
jak to się stało, że wczoraj miał jeszcze buty, a dziś już nie. Być może musiał
swoje szkolne buty pożyczyć komuś z rodziny lub znajomych…
Czasem dzieci nie
przychodzą do szkoły, bo nie mają pieniędzy na minibusa. Mieszkają w sporej
odległości od szkoły, i nie są w stanie pokonać tej odległości na piechotę.
Koszt takiego przejazdu do najczęściej 2 Kwacha, czyli na nasze około 70
groszy. Ale często rodzice nie mają nawet tyle.
Są też inne powody nieobecności.
Maureen kiedyś nie przychodziła do szkoły przez kilka dni. Zastanawiałam się,
czy coś się stało. W końcu, gdy się pojawiła, okazało się, że jej mama trafiła
do szpitala, a Maureen musiała się w tym czasie zająć malutką siostrzyczką.
Mam wrażenie, że tutaj
choroba jest najrzadszym powodem nieobecności dzieci w szkole. Ale tak naprawdę
jestem pełna podziwu dla moich dzieciaków. Że mimo tych wszystkich trudnych
sytuacji, przeszkód, jakie w swoim życiu spotykają, jest w nich tak wiele
radości i wytrwałości.
I mimo, że już za dwa
tygodnie będę musiała się z nimi rozstać, to ich rozbawione, szczęśliwe buzie
zostaną na zawsze w moim sercu.